Kategoria

Opowiadanie


Lucjusz
28 marca 2019, 21:52

 

Lucjusz 

Burzowy dzień był zapowiedzią tamtego wydarzenia. Przy wspaniałej uczcie ,której nigdy nie zapomnę, bawiło się chyba z trzydziestu przyjaciół rodziny. Muzyka z liry rozbrzmiewała nad gwarem rozmów i śmiechów tworząc ciekawą symfonię. Zapach wspaniałego jedzenia, przyprawionego według najnowszej mody wraz z zapachem wina unosił się i upijał nozdrza gości. Parę niewolnic sprowadzonych z Egiptu zabawiało panów tańcem, który rozbudzał ich zmysły i pragnienia. Panowała luźna atmosfera zabawy wydanej na cześć wuja Oktawiusza, który powrócił ze stolicy z nową kobietą z dobrej rodziny. Ojciec w ten sposób chciał go uhonorować i w pewien sposób zrehabilitować za swój ostatni prztyk. Ojciec ubrany w najlepszą tunikę zabawiał gości. w pewnym momencie  wstał z  kielichem w ręce . Popatrzył się na zgromadzonych a jego wzrok dłużej zatrzymał się na wuju Oktawiuszu po czym znów spojrzał na mnie i zaczął wygłaszać toast:

- Panowie! Pijmy za mojego brata, który jest dzielny jak lew i odważny jak tur, jednak nigdy nie sądziłem, że aż tak mnie zaskoczy, żeni się piąty  raz! Eh bracie życzę ci aby ta niewiasta dłużej z tobą wytrzymała i dała ci pięciu takich synów jak mój Lucjusz! Twoje zdrowie, ale pamiętaj aby ambicja nie zjadła cię mój drogi. Lepiej mieć jednego syna niż dziesięć córek.

Po tych słowach większość gości zaczęła się śmiać. Spojrzałem na wuja i zobaczyłem, że jako jedyny ma zaciętą minę, jego brwi zbiegły się i mocno zacisnął palce na nóżce od kielicha. Wtedy ojciec wziął łyk wina a wtedy mój świat się skończył. Ojciec upadł a jego ciałem strząsały drgawki. Z jego ust zaczęła się sączyć szkarłatna krew. Miałem wrażenie, że stara się na mnie spojrzeć i wymówić moje imię ostatkiem sił, po czym zastygło w bez ruchu roztańczone w  torturze ciało. I nagle jakby dźwięk odzyskał moc, gdyż katatonia rożnych odgłosów dobiegła do mych uszu. Świat na nowo ruszył ale moje oczy nadal wpatrywały się w niego. Powoli ukląkłem przy nim i przytrzymałem jego rękę.

Jak to jest możliwe? - to pytanie raz za razem powracało do mojej głowy.

A teraz patrzę na ten kamień pod którym wuj kazał zakopać twoje ciało i obiecuję : nie zapomnę i będę stać na straży twojej pamięci. 

Ojcze obiecuje ci, że cię nie zawiodę. Będę się opiekował matką, nie pozwolę aby jej się coś złego stało. Będę walczył o naszą przyszłość abyś nie był mną rozczarowany. Pomszczę twoje imię a nad twoją mogiłą zawisną głowy twych oprawców. Rządna jest ziemia krwi tak jak moja chęć zemsty.

 

Rok 2053
22 marca 2019, 08:52

ROK 2053 

Obudziła się z uczuciem, że za długo tu została i zaraz ją dopadną. Podniosła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym spędziła noc. Nic specjalnego. Ściany obdarte z farby, na podłodze znikome ślady paneli a z jednego rogu wystawaly kable.

Jak dobrze, że fuksem znalazła tą ruderę. Nikłe poczucie bezpieczeństwa chwilę zagościło w jej duszy. Tak dawno nie czuła się tak dobrze, ale wiedziała, że musi iść dalej, niedługo ją wysledza.

Strach wrócił do brązowych oczu, tutaj zaczyna się pustynia, która ciągnie się aż do Bałtyku. Nic to trzeba iść dalej. Spakowała do plecaka pozostałość swojego dobytku i ruszyła w drogę. Rozejrzała się smętnie po ruinach miasta, które kiedyś było stolicą kraju Polski. Ponoć było to ładne miasto, ale przegrało bitwę z przyrodą i bronią człowieka.

A jej znowu nie udało się zrealizować zadania. Nie udało jej się zabić sprawcy większości kataklizmów na świecie, komisarza Romanowa. 

Bała się maszerować przez dzikie pustkowie, tylko gdzie niegdzie leżały tory, po których czasami jeździly pociągi do portu handowego Szczecin. Było dość ryzykownę aby iść wzdłuż nich ponieważ z pociągami jeździły zbrojne patrole Rosjan i ich sprzymierzeńców. Jednak bardziej ryzyowne było iść prosto przed siebię mając nadzieje, że dojdzie się do jakies metropoli albo do ruin cywilizacji. 

Powoli ruszyła czując żar słońca na karku, pot spływał jej po plecach, naprawdę zaczynało być ciężko